Uwielbiam ten Moment, kiedy z M. wybieramy kolejne miejsce, które chcemy zobaczyć. Zazwyczaj kieruje nami po prostu ciekawość, nie rzadko zdjęcie znalezione gdzieś w sieci, w książce, w albumie, gdzieś na ścianie...
Albo historie ludzi, często podróżników, których po drodze poznajemy. Przy miłej luźnej rozmowie po chwili mówią: "ej koniecznie musicie zobaczyć, to miejsce, pojechać tam, a tam, spróbować tego a tego, ..."
padło na Pacyfik, mieszkamy niedaleko Oceanii, prawie rzut beretem, coraz częściej zaczęliśmy się jej przyglądać, czytać, sprawdzać przeglądać...
czas ją powoli poznawać...
zaczęliśmy od Fiji (więcej TUTAJ >>).
Później przyszła kolej na Vanuatu...
Vanuatu to zdecydowanie najdziksze miejsce w jakim do tej pory byliśmy. Szczególnie, gdy za główny cel zwiedzania Vanuatu, obraliśmy sobie najmniej cywilizowaną wyspę - Tannę.
I love to explore new places.
I love the moment when with M. choose new place that we want to see. Typically directs us just curiosity, not seldom image found somewhere on the net, in the book, in an album somewhere on the wall. We live near the Pacific, almost a stone's throw.
Time to get to know Pacific slowly ...
we started from Fiji, of which I have written the kitchen specialties HERE >>
Then came the turn of Vanuatu ...
Vanuatu is by far the wildest place we have ever been. Especially when the main objective of exploring this country we have taken a minimum of civilized island of Tanna.
kuchnia Joyce - naszej gospodyni na wschodnich wybrzeżach Tanny.
Mieszkańcy wschodniego wybrzeża są odcięci od pozostałych części wyspy. Nie ma mowy o żadnym sklepie, a ograniczony dostęp do prądu sprawia, że robienie większych zapasów jest mało realne. Joyce w tym małym zapleczu kuchennym nie raz wyczyniała cuda, by nas ugościć, by nam smakowało- jak podróżujemy to jemy TYLKO lokalne jedzenie...
Mieszkańcy wschodniego wybrzeża są odcięci od pozostałych części wyspy. Nie ma mowy o żadnym sklepie, a ograniczony dostęp do prądu sprawia, że robienie większych zapasów jest mało realne. Joyce w tym małym zapleczu kuchennym nie raz wyczyniała cuda, by nas ugościć, by nam smakowało- jak podróżujemy to jemy TYLKO lokalne jedzenie...
zapewnialiśmy Ją - "chcemy jeść to, co Wy" - byliśmy zachwyceni!
Śniadanie na Vanuatu to przede wszystkim owoce, głównie banany... smażone
Jak to bywa w państwach wyspiarskich, kuchnia opiera się przede wszystkim na rybach oraz owocach morza. Każdemu daniu towarzyszy egzotyczny owoc, głównie paw paw, banan, limonka, pomelo czy pomarańcze z zieloną skórką (cudownie słodkie).
ryba dopiero co wyciągnięta z Pacyfiku, tak - trafiła na nasze talerze :)
cudowne w smaku ryby serwowane na "plażowym targu"
nasz obiad na plaży: czerwona ryba, ośmiornica oraz "rolle" z manioku ze szpinakiem (faworyt M.)
Lap lap, czyli tradycyjna potrawa Vanuatu (mój faworyt) w smaku przypomina pudding warzywny - bardzo smaczny, już nie długo postaram się go odtworzyć w mojej kuchni.
Lap lap ze szpinkiem raz jeszcze.
Panie serwujące te pyszności
Jednak Tanna to nie tylko owoce i ryby. Słynie także ze swojej organicznej KAWY.
Rosną sobie tutaj, na zachodnim wybrzeżu, w samym środku lasu tropikalnego, między drzewami owocowymi a palmami - krzewy kawy.
W 100% organiczna kawa trafia do palarni w Port Villa. Tam jest palona i pakowana. I największy paradoks - część z powrotem wraca na Tannę.
Lokalni nie piją kawy. Na pytanie dlaczego, odpowiadają z przekąsem: "Kawa jest dla turysty!". Kawa jest bardzo droga i przeciętnego mieszkańca Tanny na nią po prostu nie stać.
A faktycznie, gdy kupiliśmy opakowanie, mieliśmy nieodparte wrażenie, że zrobiliśmy coś, czego nikt dawno nie robił. W tym jedynym momencie poczuliśmy się jak rasowi turyści. Oczywiście nie odmówiliśmy sobie przyjemności, by jej spróbować na miejscu w lokalnej kawiarni (kawiarni, która jednocześnie była wypożyczalnią kaset video).
W kolejnym wpisie zaprezentuję Wam, jak na Vanuatu uczyłam się przyrządzać mojego pierwszego w życiu LOBSTERA :)
Egzotycznie, przepiękne zdjęcia. Gdy się je ogląda to wręcz czuje się gorące słońce.
OdpowiedzUsuń