Translate

czwartek, 22 stycznia 2015

bardzo późne poświąteczne refleksje

moja długa nieobecność na blogu, to nie:
- niechęć do gotowania,
- brak kulinarnej weny,
- generalne porzucenie gotowania,
- deficyt czasu
- lub inne rozterki życiowe, mniej lub bardziej poważne.
To, co nie pozwala mi na regularne gotowanie to... podróże, którym oddaję się z wielką pasją i zaangażowaniem. Gdy podróżuję, kulinarny blog ustępuje miejsca mojemu podróżniczemu (KLIK >>). Dopiero po powrocie, przychodzi refleksja, najpierw podróżniczo-kulinarna, potem inspiracja kulinarno-podróżnicza, a następnie czysto kulinarna.
Z kolei jednym z powodów, dla których podróżuję jest smakowanie.... bo podróże przyswajam wszystkimi zmysłami.

Nie, to nie usprawiedliwienie, to po prostu, przedstawienie faktów i tego jak wygląda moja blogowa codzienność "od kuchni."


W okresie świątecznym, nie przygotowuję uszek, nie lepię pierogów, nie kręcę makowców, nie śledzę "top" przepisów świątecznych, nie szukam wegańskich i niskokalorycznych przepisów na pierniki na choinkę (w sumie to nawet nie miałam choinki, ani w tym roku- ani w zeszłym, ani nawet dwa lata wcześniej), "nie ścigam się" na najpiękniejszą dekorację wigilijnego stołu, nie zamartwiam się tym, jak ubrać się na wigilijną kolacją (sic!), zamiast tego wszystkiego "siedzę po łokcie" w.... mapach. Bo tak lubię, bo taki mam sposób życia. W tym roku, moja wigilia wyglądała tak: KLIK >> zamiast opłatka było mango, zamiast smażonego karpia - świeże małże, zamiast kutii świeży kokos, zamiast modnego prezentu z metką- podróżniczy dziennik na Nowy Rok, bez metki, za to z przepiękną dedykacją...


Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam tradycję i szanuję ją cholernie, ale... wychowałam się w domu, gdzie obok tradycji równie ważna jest wolność słowa, myśli, uczuć. Szacunek do drugiego człowieka i poszanowanie jego wyborów. Samorealizacja. Jestem wdzięczna moim rodzicom, także za to, że w moim domu zawsze było jasne, że ważne jest to kim jesteś, kim chcesz być, jak chcesz żyć, a nie to co masz. I dokładnie to teraz wraz z M. realizujemy w naszym życiu. Nie ważne czy święta spędzamy na bezludnej wyspie, na pustyni, na wulkanie, w górach, u filipińskiej rodziny w jednaj z najbiedniejszych dzielnic Manili, czy przy przepięknie zastawionym stole wigilijnym, w świętach dla nas ważne jest to, że jesteśmy razem, i że mamy czas na refleksję, że: "... tak, jestem zadowolona/ tak, jestem zadowolony, z tego jakim jestem człowiekiem".

Żeby nie było tak patetycznie :) poniżej kilka zdjęć z podróży do Queensland (Australia) i przepyszne owoce morza prosto od rybaków:











Kawa o 6 rano tuż nad Oceanem, dzień przed Sylwestrem, bezcenne :)

jesteś ciekawy innych zdjęć z mojej ostatniej podróży? Zapraszam na: travelnauci.blogspot.com.au

2 komentarze:

  1. Czytanie tych słów, patrzenie na piękne zdjęcia, wspomnienia to miód na moje serce. Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń